W sobote zaryzykowaliśmy zakupowo-przecenową przechadzkę po Marais, które samo w sobie jest atrakcją. Klucząc pomiędzy gejowskimi barami i zapachem falafela odkryliśmy, że otwarty jest dziedziniec Archiwów i tym sposobem odkryliśmy kolejny zielony zakątek Paryża. Niewielki, ale jakież daje ukojenie wśród rozgrzanych murów.
Następnego dnia sił nam już starczyło jedynie na to aby przemieścić się na drugi koniec miasta, do parku Saint-Cloud i spocząć pod drzewami piknikując. Mimo że wielu Paryżan uczyniło podobnie (częściowo z powodu odbywającego się w nim Caisse à savon, czyli wyścigu własnoręcznie skonstruowanych pojazdów), tłumy nie przeszkadzały, a w cieniu można było naprawdę przyjemnie spędzić upalne popołudnie.