środa, 19 stycznia 2011

Buon Natale!

W końcu zebrałam się w sobie, by opisać Boże Narodzenie spędzone we Włoszech. Była to wielka wyprawa (prezenty, pudło specjalnie przeze mnie na tę okazję upieczonych ciastek korzennych, łańcuchy w bagażniku, a na kolanach kot, trzęsący się ze zdenerwowania), a dla mnie ponadto niesamowite doświadczenie- po raz pierwszy bowiem spędzałam święta poza granicami Polski. Postanowiłam nie rozpaczać z tego powodu i wykorzystać okazję, by przyjrzeć się zwyczajom panującym w innym kraju.

Co odkryłam? Że tak naprawdę każdy ma jakąś tradycję obchodzenia świąt (pamiętacie frytki na Święto Dziękczynienia rodziny Van Der Woodsen? :) i trudno je porównywać i oceniać, nie ma lepszej/gorszej. Poza tym zastanawiałam się czego tak naprawdę będzie mi najbardziej brakować, co ocenię jako element konieczny by czuć atmosferę świąteczną. Okazało się, że nie jedzenie i nie opłatek (jedzenie jest, tyle że inne:), nie choinka, bo ta też jest (mimo bardzo silnej tradycji szopek). Otóż najbardziej brakowało mi ...kolęd! Uświadomiłam sobie, że w Polsce kolędy są wszędzie- w radio, w telewizji, w supermarkecie, śpiewają je chóry kościelne i Andrzej Piaseczny). Apogeum następuje w wigilię. Zawsze ubieram przez kilka godzin choinkę słuchając na przemian to radia, to telewizji. A tu...nic. Jakieś panie prezenterki w czerwonych gorsetach z futerkiem i to wszystko.

Wracając do szopki- we Włoszech to właśnie ona jest jedną z najważniejszych tradycji bożonarodzeniowych. I to nie tam jakaś z piernika czy z kartonu, o nie. Solidna konstrukcja, zaadoptowanie do sytuacji mieszkaniowej (korytarz? róg pokoju? klatka schodowa?), fantazja (kwiaty, piasek, kamienie, papierowe skały, fontanny i pustynne ogniska). No jednym słowem- poważna sprawa. Figurki coraz częściej plastikowe, bo taniej, ale prawdziwi hobbyści takowymi się nie zhańbią.Figurki gliniane czy ceramiczne kosztują fortunę, przybierają zaś coraz ciekawsze formy (poza Świętą Rodziną i Trzema Królami- różni pasterze, przedstawiciele różnych zawodów, a ostatnio coraz częściej celebryci, np ...Michael Jackson, czy Berlusconi). Niektóre mają szaty z prawdziwych tkanin (typowe dla Neapolu). Najbardziej zaskoczyło mnie jak P. zaczął wyciągać z szafy swoje szopkowe wyposażenie z pietyzmem wygładzając jakby papier pakowy we wzorki moro i mówiąc "teraz już ciężko kupić dobry papier na skały, te co obecnie produkują to do niczego są", po czym pokłócił się z siostrą do kogo należą poszczególne figurki.

To szopka P.
Przejdźmy teraz do omówienia części zasadniczej,czyli jedzenia! Rzeczą łatwą do przewidzenia jest fakt i jedzenie stanowi rdzeń włoskich tradycji bożonarodzeniowych. 24 grudnia je się bezmięsną kolację. Mama P., jako kobieta nowoczesna, zaserwowała nam: koktajl z krewetek, ośmiornicę, homara, spaghetti alle vongole (vongole to rodzaj małż, zwany "małżami Wenus" ponoć) i rybę z ziemniakami. Czy mam dodawać, że nie lubię owoców morza? Ja ze swojej strony przygotowałam barszcz z uszkami, P. mnie namówił, mówiąc, że to będą w stanie zaakceptować. Owszem, smakowało im.

25 grudnia je się najważniejszy posiłek, wielodaniowy, w gronie rodziny.

Zaczyna się od małych pierożków cappelletti w rosole. Nie wiem czy je się je w całych Włoszech, ale jest to jedno z najbardziej tradycyjnych dań bożonarodzeniowych. Ciotka P. jest specjalistką, robi ich co roku kilka tysięcy, rozdając sąsiadom i znajomym (ponoć coraz mniej osób je robi, bo też coraz mnie osób umie je robić- dlatego takie osoby jak ona są bardzo cenione).

Cappelletti w wielkim garze. Je się oczywiście z parmezanem.

Potem następuje parada mięs, warzyw i sałatek, z których najbardziej charakterystyczne jest pieczone jagnię.

Nadziewany kapłon, specjalność drugiej ciotki.

Wydawało mi się, że idzie mi dobrze, kiedy na stół wjechały ciasta i słodycze. Znajdując w swym żołądku ostatnie wolne miejsca spróbowałam wszystkiego.

Panforte- typowe toskańskie ciasto bożonarodzeniowe.Podobnie jak nasze ma w swym składzie dużo miodu i bakalii, jest bardzo słodkie, o lepko-ciągnącej konsystencji.

Po tym wszystkim stwierdziłam, że muszę zaczerpnąć świeżego powietrza!



 
Wzgórza Umbrii

Przez następny tydzień oddawaliśmy się słodkiemu lenistwu i obżarstwu. Zwiedzaliśmy okolice i okoliczne knajpy. Po tygodniu zaś nadeszła następna okazja do jedzenia, czyli sylwester. Bo we Włoszech i na sylwestra się głównie je. Dopiero po północy idzie się potańczyć. Nasz sylwester był całkowicie kulinarno-domowy.


Zaczęliśmy od grzanek z truflami, następnie na stół wjechało Cotechino, coś w rodzaju kiełbasy gotowanej z soczewicą, typowe danie sylwestrowe.

Cotechino

Potem danie główne, czyli ryba z "chipsami" ziemniaczanymi.


I na deser panettone, kolejne ciasto typowe dla świąt Bożego Narodzenia,


oraz winogrona- tradycyjny przesąd noworoczny mówi, że im więcej się ich zje, tym więcej będzie się miało pieniędzy w Nowym Roku.